Na ulicach getta widać było żebraków i ludzi,...

  • YES
  • Na ulicach getta widać było żebraków i ludzi, których zajęciem było całodzienne kręcenie się po ulicy. Szukali zarobku, kawałka chleba, było im wszystko jedno jak to zdobyć. W getcie nawet ludziom pracującym i przedsiębiorczym też nie było łatwo zdobyć pożywienie. Stale głodni byli zdesperowani, żeby zdobyć pożywienie. Były rabunki, kradzieże i morderstwa. Nie patrzono czy ofiara pada bogaty, czy taki sam nędzarz. Po pewnym czasie kończyły się zapasy, towary na sprzedaż. Najgorszy był widok głodnych dzieci. Dzieci w domach marzących o tym co będą jadły do syta po wojnie. Dzieci umierających na ulicach. Byli tacy, którzy w samych łachmanach, spod których przeświecało ciało, bosi, z odmrożonymi nogami przetrwali zimę 1941/42. Ludzie umierali na ulicy, a inni obojętnie wymijali ciało szli dalej. Tylko na początku getta trup na chodniku nie był codziennością getta. Później ludzie zobojętnieli. Na ulicy odbywały się bitwy między tzw. "Haperami", którzy wyrywali paczki z rąk innych i bili się między sobą o ich zawartość. Po ulicach kręciło się wiele młodych ładnych dziewcząt. Nie zaczepiały mężczyzn, czekały ze spuszczoną głową wstydząc się swojego poniżenia, ale chciały się ratować. Po ulicach jeździli ryksiarze. Był to powszechny środek lokomocji i transportu w getcie. Żeby ją zdobyć potrzeba było dużo pieniędzy. Najczęściej kupowano ją na spółkę. Początkowo była jednym z najlepszych interesów w getcie, dawała zarobek pozwalający na skromne życie dla 2-3 osób. Najbardziej opłacało się wozić bogaczy z getta. Byli to ludzie prowadzący jakieś interesy z Niemcami, dobrze ubrani, szastający pieniędzmi. Jeździli od baru do baru, płacili olbrzymie rachunki. Często zdarzało się, że zapłata za kurs przekraczała przeciętny zarobek ryksiarza. Jak grzyby po deszczu powstawały, z likwidowanych sklepów przemysłowych, cukiernie, bary, oddziały domów pogrzebowych. Potentaci, Kon i Heller odbudowali spalony dom na Lesznie i utworzyli w nim dom handlowy. 22 lipca 1942 r. kursowało, przeważnie nocą, po getcie kilka osobowych aut. Zatrzymywały się przed oznaczonymi domami, wysiadali z nich gestapowcy w mundurach i elegancko ubrany cywil. W rękach mieli kartki. Po chwili rozlegały się strzały, a mężczyźni spokojnie wracali do auta i jechali dalej, pod kolejny oznaczony na liście adres. Na klatkach zostawały trupy. Mało było domów, które zostały ominięte. 23 września Niemcy wywiesili plakaty informujące o wysiedlaniu Żydów z Warszawy na wschód. Wolno było zabrać ze sobą 15 kg bagażu. Wysiedleniu nie podlegali pracownicy warsztatów, dla wojska i ich bezpośrednie rodziny, żona, mąż, dzieci. Zaczęto zapisywać się do warsztatów, tzw. szop. Każdy chciał zdobyć zaświadczenie pracownika. Służba porządkowa zaczęła wywozić ludzi na plac przeładunkowy. Najgorszych nędzarzy wywożono na cmentarz i tam rozstrzeliwano. Później wysiedlenie prowadzili Ukraińcy, Łotysze i oddziały SS, brali każdego bez względu na papiery. Dopiero po kilku tygodniach zaczęto mówić wśród ludności, że ci którzy pojechali, pojechali na śmierć.

  • 1941-00-00
  • 1942-00-00
  • in the ghetto, deportation
  • German operations